Kontrast
Czcionka
A A+ A++
Wylogowanie Wylogowanie
Rejestracja Rejestracja
Wylogowanie Wylogowanie
Rejestracja Rejestracja

Publikuj, czytaj, dyskutuj.

Widz wyczuwa każdą podpuchę

24.08.2022 / Malwina Marciniak / OpenMusicReview
Obserwuje: Ty i 1 użytkownik
Obserwuje: Ty i 1 użytkownik
Ostatni raz w tym sezonie Cyganeria Pucciniego w Operze i Filharmonii Podlaskiej. Pełna sala, owacja na stojąco, kurtyna kilka razy idzie w górę. Po spektaklu w garderobie spotykam się z Kamilem Wróblewskim – artystą chóru OiFP, wokalistą i dyrygentem. Rozmawiamy o… muzyce.

 

Na początku pozwól, że pogratuluję Ci dzisiejszego występu, a także świetnego sezonu artystycznego z zespołem Opery i Filharmonii Podlaskiej…

Bardzo dziękuję. To niesamowite uczucie, kiedy jest się częścią tak wspaniałego przedsięwzięcia. Cyganeria jest piękną operą, ale jeszcze piękniejsze jest to, gdy śpiewa się ją z tak świetnymi solistami (Rafał Bartmiński i Andrzej Lampert jako Rodolfo, Wioletta Chodowicz i Iwona Sobotka jako Mimi – przyp. red.). Produkcję tę mamy w repertuarze od 2017 roku i niezmiennie cieszy się ona zainteresowaniem publiczności.

Wasz tegoroczny sezon artystyczny zwieńczony jest m.in. Fryderykiem za płytę z muzyką Pawła Łukaszewskiego. To czwarty Fryderyk, chyba zgodzisz się ze mną, że wasz zespół w ciągu szesnastu lat istnienia wyrósł na czołowy chór operowy w Polsce?

Bardzo cieszymy się z kolejnego Fryderyka. Pierwszego otrzymaliśmy w 2009 roku za album Pieśni Kurpiowskie: Górecki, Moryto, Szymanowski pod dyrekcją prof. Violetty Bieleckiej w kategorii Fonograficzny Debiut Roku. W latach 2016 i 2017 zostaliśmy nagrodzeni za płyty z muzyką Pawła Łukaszewskiego. Na najnowszym krążku zarejestrowaliśmy IIIVI Symfonię tego samego autora i… po raz kolejny udało się.

Czy nasz chór wyrósł na czołowy zespół operowy w Polsce? (śmiech) Nie mi to oceniać, jednakże tak o nas mówią. Jesteśmy bardzo młodym chórem i to jest nasz atut. Zespół składa się z wielu wszechstronnie utalentowanych i pojętnych śpiewaków, którzy odnajdują się w każdym rodzaju muzyki: oratoryjno-kantatowej, operowej czy rozrywkowej.

Do waszych sukcesów zaliczymy też regularne występy na festiwalu Chopin i jego Europa. Ich myśl przewodnią stanowi wykonanie oper romantycznych na instrumentach dawnych – zarówno dzieł włoskich mistrzów, jak i Stanisława Moniuszki. Powiedz proszę, jak odbierasz ideę projektu, która – przynajmniej dla mnie – wydaje się fascynująca…

Tak, to prawda. Idea jest fascynująca, dodam też, że festiwalowym koncertom towarzyszą premierowe nagrania dzieł Moniuszki wykonywanych na instrumentach dawnych. Realizację tego pomysłu zawdzięczamy wybitnemu włoskiemu dyrygentowi Fabio Biondiemu. Jest to jeden z nielicznych znanych mi dyrygentów-obcokrajowców, który tak dobrze czuje muzykę Moniuszki, a także odczytuję partyturę jego dzieł w nowatorski sposób –  uwypuklając poszczególne partie solistów i chóru, czy też przeróżne „smaczki” instrumentacyjne w partii orkiestry. Ukazana ten sposób muzyka polskiego kompozytora w żadnym stopniu nie ustępuje uznanym włoskim mistrzom opery romantycznej!

Trzon waszych projektów realizowanych przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina stanowi współpraca z zespołem Europa Galante i jego szefem artystycznym – wspomnianym Fabio Biondim. Opowiedz proszę o swoich wrażeniach ze wspólnych występów.

Pierwszy koncert z Fabio Biondim i Europą Galante w 2016 roku był najpiękniejszym wydarzeniem artystycznym, które do tej pory mnie spotkało. Wspomnę również, że na tym koncercie poznałem Vivicę Genoux – światowej sławy solistkę, która jest moją idolką w zakresie wykonawstwa muzyki dawnej. W 2017 roku Maestro Biondi wystąpił z kolei w podwójnej roli skrzypka i dyrygenta. Imponował znakomitą znajomością partytury, wirtuozowską formą, a podczas koncertu czuliśmy, że rzeczywiście niosła go muzyka.

Występy z muzykami z zespołu Europa Galante zawsze są dla mnie prawdziwą przyjemnością. To ludzie obdarzeni niezwykłą pasją tego co robią, artyści, którzy bawią się muzyką, ale równocześnie szczerze ją przeżywają. Odniosłem też wrażenie, że absolutnie każdy członek orkiestry prezentuje troskę o ostateczny wyraz artystyczny utworu. Bezpośrednio po jednym z koncertów pomyślałem nawet, że jest to zespół, przy którym można nie tylko zamknąć oczy i słuchać, ale też napawać się jego oglądaniem.

Pomówmy jeszcze o innych projektach chóru. W 2017 roku, jako pierwszy zespół w Polsce dokonaliście rejestracji fonograficznej Całonocnego czuwania Sergiusza Rachmaninowa, które ukazało się nakładem wydawnictwa DUX. Macie też za sobą wykonania koncertowe tego dzieła. Jakie są Twoje wrażenia? To przecież utwór niezwykle trudny i kondycyjnie, i wykonawczo.

Całonocne czuwanie Rachmaninowa to perełka wśród utworów a capella. Utwór niezwykle trudny kondycyjnie i wykonawczo – jak sama wspomniałaś – ze względu na ciekawą harmonię i rytmikę, dlatego wykonują go tylko najlepsi – mówię tu oczywiście o całości dzieła, czyli piętnastu wymagających partiach chóralnych. Nagrania płyty trwały niecały tydzień i – jak możesz się spodziewać – kiedy człowiek dogłębnie wnika w poszczególne partie, dochodzi do wniosku, że utwór ten został napisany absolutnie genialnie. Również doświadczenie i charyzma prof. Violetty Bieleckiej nadały kształt ostatecznej interpretacji dzieła.

Od kilku lat ważne miejsce w działalności Opery i Filharmonii Podlaskiej zajmują musicale. Miałeś okazję kreować jedną z ról m.in. w polskiej premierze Doktora Żywago. Powiedz proszę kilka słów o tej produkcji.

Spektakl z 2017 roku to polska premiera musicalu oparta na nagrodzonej Literacką Nagrodą Nobla powieści Borysa Pasternaka. Przekładu libretta specjalnie na nasze potrzeby dokonał tłumacz i dziennikarz muzyczny Daniel Wyszogrodzki. Spektakl utrzymany jest w typowo broadwayowskiej konwencji, choć tutaj akurat sytuacja jest dość specyficzna – Doktor Żywago to przecież powieść rosyjska! Muszę przyznać, że na początku zastanawiałem się, czy w ogóle można połączyć te dwie stylistyki – rosyjską i broadwayowską. Jednak w Białymstoku, który jest przecież miejscem krzyżowania się kultur, ta broadwayowska forma dostała jednak rosyjską duszę i efekt okazał się naprawdę fantastyczny!

Historia przedstawiona w musicalu jest ponadczasowa, a jego warstwa muzyczna – wciągająca. To takie połączenie Skrzypka na dachuNędznikamiUpiorem w operze. Piosenki są charakterystyczne, poruszające i łatwo zapadają w pamięć słuchacza. W tej produkcji miałem przyjemność kreować postać młodzieńca imieniem Janko, który zaciąga się do armii i… niestety ginie.

Masz też za sobą występy w roli Krawca w innej produkcji podlaskiej sceny musicalowej – Skrzypku na dachu. Chyba dobrze czujesz się w tej konwencji?

Ach, jakie to miłe wspomnienia. Skrzypek na dachu to druga piękna przygoda mojego życia. Muszę powiedzieć, że bardzo swobodnie czuję się w musicalu i chyba jestem dobrze odbierany przez publiczność, co w tej formie jest niezwykle ważne. Scena musicalowa jest bardzo wymagająca – to, co robi aktor-śpiewak musi być przekazaniem prawdziwych emocji, a nie odegraniem ich. Widz wyczuwa każdą podpuchę.

Czy białostocką publiczność zelektryzowała wiadomość o najnowszej premierze – słynnym West Side Story Leonarda Bernsteina?

West Side Story to absolutny hit, klasyka musicalu, a białostockie produkcje zawsze przygotowywane są z dużym rozmachem. Podejrzewam więc, że publiczność – nie tylko tutejsza, bo wielu widzów przyjeżdża do nas z całej Polski – będzie zadowolona. Sam jestem ciekaw, jak będzie wyglądała inscenizacja tego dzieła, choć o poziom artystyczny i wykonawczy przedsięwzięcia jestem spokojny – wśród realizatorów i artystów są bowiem wybitni profesjonaliści sceny musicalowej, znani z naszych poprzednich projektów.

Działalność zespołu, którego jesteś częścią, wydaje się być wyjątkowo wszechstronna – opera i musical, nagrania i koncerty filharmoniczne, rejestracje telewizyjne. Które z ostatnich projektów OiFP były dla Ciebie wyjątkowo interesujące?

Ciekawym projektem na pewno było przygotowanie tzw. Kantyków supraskich. To pochodzące sprzed około trzystu lat śpiewy sakralne z repertuaru zakonu bazylianów z Supraśla, zrekonstruowane na podstawie odnalezionych w Wilnie rękopisów. Kompozycje te – utrzymane w barokowym stylu koncertującym – są ważnym śladem kultury muzycznej naszych terenów. Nie ukrywam, że wykonanie koncertowe i rejestracja płytowa tego materiału były dla mnie interesującym wyzwaniem artystycznym.

Pomówmy jeszcze o Tobie. Jesteś wokalistą, ale też dyrygentem chóralnym. Jak udaje Ci się łączyć te dwie dyscypliny?

Udaje mi się, choć z czasem niekiedy bywa krucho (śmiech). Z wykształcenia jestem dyrygentem, kształciłem się również wokalnie. Jestem etatowym chórzystą OiFP, równocześnie prowadzę własne zespoły chóralne.

Wracając do pytania myślę, że obie te dyscypliny świetnie się uzupełniają. Dyrygent dyrygent chóralny powinien dobrze śpiewać, ponieważ wszystkie uwagi dotyczące artykulacji, dynamiki i wszystkich innych elementów muzycznych przekazuje poprzez swój własny instrument, jakim jest głos. Jako doświadczony wokalista i chórzysta mogę w bardzo świadomy sposób pracować z moimi podopiecznymi właśnie nad emisją głosu, a występując pod kierunkiem wybitnych mistrzów batuty podpatruję wiele rzeczy, które również rozwijają mnie i inspirują jako dyrygenta.

Jak praca z chórem amatorskim wpływa na Twoje doświadczenia muzyczne? Przypomnijmy, że z białostockim chórem Mater Ecclesiae jesteście laureatami najwyższych laurów w przeglądach chóralnych na Podlasiu.

Kiedy zaczynałem studia, zarzekałem się, że nie będę dyrygentem – chciałem pracować w szkole. Po studiach rzeczywistość okazała się zupełnie inna i dostałem propozycję poprowadzenia chóru, którą przyjąłem. Powiem szczerze, że była to trafna decyzja i za nic nie oddałbym tego zespołu. Pracujemy ze sobą już prawie dziesięć lat. Początki bywały trudne, ale z czasem zauważyłem, że chórzyści świadomie realizują moje uwagi i z miesiąca na miesiąc stają się coraz lepsi.

Praca z zespołem amatorskim wymaga oczywiście trochę innego podejścia niż to, z którym stykam się na co dzień na płaszczyźnie zawodowej. Przede wszystkim – zdecydowana większość członków mojego chóru w ogóle nie zna nut. Muszę też od razu zaznaczyć, że w tego typu zespole jest to sytuacja zupełnie naturalna. To sprawia, że czasami muszę mówić o rzeczach dla mnie oczywistych w sposób niezwykle prosty i przystępny. I na początku wcale nie jest to łatwe! Z drugiej strony – stykam się z osobami obdarzonymi niezwykłą pasją, jak również wielką potrzebą kontaktu z muzyką i sztuką. Jest dla mnie ogromnie budującym doświadczeniem, gdy na próbę przychodzi trzydzieści dorosłych osób, które mimo pracy i licznych obowiązków znajdują czas, bo śpiewanie najzwyczajniej w świecie sprawia im ogromną przyjemność. I to jest piękne w tym zawodzie, gdy widzisz, jak ludzie pod twoją opieką zaczynają przeżywać śpiew, a nie tylko wykonywać nuty.

Jesteś artystą wszechstronnym – śpiewasz, dyrygujesz; zajmujesz się stylistyką religijną, operową, musicalową… Czy któraś z nich jest Ci szczególnie bliska?

Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo – jak wcześniej wspomniałem – wszystkie te dyscypliny wzajemnie się przenikają i każda jest mi bliska, aczkolwiek być panem swojego losu i ponosić odpowiedzialność za swój zespół jest tym, czego potrzebuję, więc rola dyrygenta jest mi najbliższa. Z drugiej strony – dzięki wszechstronności mogę czerpać inspiracje z przeróżnych doświadczeń, no i co bardzo ważne – raczej nie grozi mi nuda! (śmiech)

Miałeś też styczność z muzyką rozrywkową – przypomnijmy czytelnikom, że w 2011 roku wraz z zespołem wokalnym poruszającym się w estetyce pop dotarliście do finału telewizyjnego programu muzycznego X-Factor. Czy klasyka i rozrywka mogą iść w parze?

(śmiech) Oczywiście, że tak! W programie X-Factor wzięliśmy udział z czystej ciekawości. Chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda produkcja takiego show od wewnątrz i ku naszemu zaskoczeniu doszliśmy bardzo daleko. Wykonywaliśmy utwory pop a capella na oktet mieszany, aranżacje pisał nasz nauczyciel muzyki – Grzegorz Perkowski i to on zaszczepił w nas miłość do muzyki zarówno poprzez śpiew klasyczny, jak i rozrywkowy. Myślę więc, a nawet jestem przekonany, że klasyka i rozrywka to dwa nurty, które nawzajem się wspierają i nie mogą bez siebie istnieć. W tej sytuacji nie do przecenienia jest wartość klasycznego wykształcenia muzycznego, które daje solidne podstawy do rozwinięcia skrzydeł tak naprawdę w każdej dziedzinie związanej z muzyką.

Na zakończenie rozmowy powiedz proszę, jak widzisz siebie za dwadzieścia lat?

Ojej… (uśmiech, zastanowienie) A wiesz, że nigdy nad tym nie myślałem…? Może jakieś solo w MET albo Covent Garden? (śmiech) Żartuję! Tak naprawdę mam nadzieję, że wciąż będę mógł śpiewać, dyrygować, robić to, co kocham najbardziej. Muzyka daje mi radość i chciałbym, żeby tak było jak najdłużej!

W takim razie życzę zarówno radości z muzyki, jak i sukcesów na największych scenach operowych!

Rozmowę przeprowadziła Malwina Marciniak (22.05.2022)

wywiad autoryzowany

 

 

 

Słowa kluczowe