Alicja Atlak: Wiele Pani mówi i pisze o powstaniu i losach Pomelody, ale już mniej informacji można znaleźć na temat Pani biografii.
Anna Weber: Szkołę muzyczną ukończyłam w Częstochowie, tam się urodziłam i wychowałam. Potem wyjechałam na studia licencjackie do Krakowa, a na studia magisterskie do Poznania.
A.A.: A jak to się stało, że związała się Pani z muzyką? Czy ktoś z Pani rodziny był muzykiem?
A.W.: Mój tata ukończył pierwszy stopień szkoły muzycznej na fortepianie i coś tam sobie podgrywał, zaś moja mama grała amatorsko na gitarze, a w pewnym momencie dla sportu tańczyła. Dziadek był niespełnionym, ale ponadprzeciętnie utalentowanym wokalistą. Drugi dziadek miał świetne ucho, może dlatego, że pochodził z takiego obszaru, gdzie dużo się muzykowało. Z nut się trochę śmiał, ale do jakiegokolwiek instrumentu by nie podszedł, melodie wygrał bez problemu, na pianinie nawet na dwie ręce. Moje obie babcie były natomiast utalentowane plastycznie. Więc sztuka, może nie przez duże S, ale różnorodna i naturalna, otaczała mnie cały czas. Sztuka przez duże S w ogóle nie była obecna, ale próg wejścia do niej został zniwelowany przez edukację w szkole muzycznej.
A.A.: Czy w związku z wykształceniem komponuje Pani utwory z obszaru muzyki poważnej? Czy można je gdzieś usłyszeć?
A.W.: W tym momencie zdecydowanie mam przerwę od muzyki poważnej, ponieważ nie dałoby się włożyć serca we wszystko naraz. Oczywiście, są do znalezienia moje utwory, ale nie polecam. Jestem prawdziwą artystką, bo już miesiąc po ukończeniu utworu zrobiłabym go inaczej i wchodzi on w fazę wstydu. Właściwie to znak rozwoju, więc cieszę się z tego. Mam natomiast w planach nie tylko powrót do muzyki poważnej, ale też połączenie jej z pozostałymi aktywnościami. W cichości swojego serduszka i zaciszu swojego studia mam już nawet kilka
gotowych kawałków, nie tylko dla dzieci, ale i dla dorosłych. Jednak zdecydowanie nie mogę się teraz na tym skupić. Tworzę w zasadzie nieprzerwanie, ale wychodzę z założenia, że nie wszystko musi ujrzeć światło dzienne. Niektóre obszary pozostają ukryte i nie wiadomo, czy znajdę dla nich formę, która będzie gotowa na zetknięcie z szerszym odbiorcą.
A.A.: Może Pani zdradzić, co na co dzień Panią zajmuje?
A.W.: Ja robię po prostu mnóstwo rzeczy! Największy potencjał widzimy w aplikacji i w tym, że każdy może mieć muzykę i materiały związane z edukacją muzyczną na wyciągnięcie ręki, w swoim telefonie. Tam widzimy naszą przyszłość, więc zdecydowanie na tym skupiamy teraz wszystkie wysiłki. Raz na jakiś czas wygłaszam wystąpienia związane z macierzyństwem, małżeństwem, wychowaniem przez sztukę czy gościnne wykłady na akademiach muzycznych. Są to oczywiście dodatkowe aktywności, które lubię ze względu na możliwość spotkania z ludźmi. Zawsze staram się do nich podejść na świeżo, żeby móc się rozwijać. Kanał na YouTube czy social media są moimi dodatkowymi narzędziami, które wykorzystuję wtedy, kiedy mam ochotę, ale zawodowo staram się skupić tylko na Pomelody.
A.A: Skoro mowa o Pomelody. Na jakiej podstawie dobiera Pani tematykę i przeznaczenie poszczególnych utworów? Skąd czerpie Pani inspiracje?
A.W: Zdecydowanie z tego, że jestem mamą. Bycie mamą i kompozytorką połączyło się zupełnie naturalnie ze spojrzeniem na drugiego, małego człowieka przez pryzmat edukacyjny. Dostrzegam muzyczne potrzeby głównie w swoim domu, ale też jestem w takim wieku, w którym wszyscy znajomi wokół mają dzieci.
A.A.: Skąd tak wielka różnorodność stylistyczna tej muzyki? W aplikacji można usłyszeć utwory inspirowane muzyką z wielu zakątków świata, a także wieloma stylami muzycznymi, począwszy od muzyki klasycznej, po muzykę rozrywkową i ludową. Może już wcześniej fascynowała Panią muzyka różnych kultur i stylów?
A.W.: Skąd tak wielka różnorodność stylistyczna… Właśnie dlatego, że musi być. Nie powiedziałabym, że muzyka różnych kultur mnie fascynowała, ponieważ dane stwierdzenie kojarzy mi się z pewnym specyficznym typem człowieka, który dobrze zna muzykę całego świata, ciekawe zespoły, zajmuje się tym hobbystycznie. Ja takim człowiekiem nie jestem, fascynuje mnie po prostu sztuka. A sztuka jest absolutnie różnorodna i jestem otwarta na wielość. Owszem, nauczyłam się, pod wpływem klasycznego szkolnictwa muzycznego, szufladkować sztukę na wyższą i niższą, ludową, prymitywną i bezsensowną, a z drugiej strony skomplikowaną i fantastyczną, ale nie do końca mi to odpowiadało. Ja oczywiście w pewnym momencie przyjęłam ten podział. Prychałam na naiwne próby muzykowania mojego dziadka na akordeonie, bo myślałam sobie: „Phii, jak można tak kaleczyć instrument, na którym inni wygrywają toccaty i fugi Bacha”? Ale ta postawa nie przykleiła się do mnie na długo, ponieważ nie była zgodna z moimi wewnętrznymi przekonaniami. Naturalnie czuję i czułam, że wartość jest nie tylko w jednym gatunku czy stylu. Słuchałam różnorodnej muzyki już jako nastolatka, aż wreszcie przestałam rozróżniać te światy, chociaż dopiero w dorosłości i macierzyństwie. Zaczęłam szukać czegoś wartościowego w każdym wydarzeniu estetycznym, a nie klasyfikować je na muzykę poważną i niepoważną. Na studiach to rozróżnienie było dla mnie jasne: Radia „Dwójki” można słuchać, a innych już nie powinniśmy. Pod pewnym względem rozumiem, dlaczego tak jest, ale dany fakt nie sprzyja ciekawości stylistycznej i muzycznej. W różnorodności stylistycznej nie chodzi o zamianę jednego gatunku złego, np. disco polo na jeden gatunek dobry, tylko zamianę ograniczenia do tego, co znam, co proste, na różnorodność, na umiejętność czerpania radości z wielości.
A.A.: A jaki styl lub muzyka jakiego obszaru kulturowego jest Pani szczególnie bliska?
A.W.: Z racji wykształcenia tęsknię i dobrze poruszam się we współczesnych technikach kompozytorskich. Przynoszą one różny efekt, ciężko finalnie określić styl. To styl współczesny, styl „mój”. Brakuje mi go, więc od czasu do czasu potrzebuję odreagowania. Osobiście, jeśli chodzi o muzykę, której lubię słuchać, jest jej mnóstwo, naprawdę mnóstwo. Lubię vibe południowoamerykański i niektórych rejonów Afryki, ponieważ są one tak pierwotne, że czasem jestem w stanie czegoś słuchać i po prostu się popłakać. Lubię nieco depresyjną muzę,
np. charakterystyczny vibe skandynawski, na tyle silny, że nieważne, czy to będzie muzyka filmowa, poważna jak Arvo Pärt, czy muzyka alternatywna jak Björk lub nawet radiowa jak Sigur Rós, czuć go niezwykle wyraźnie. Ale lubię też bardzo polski folk – taki prosty, od serca. Mam przyjemność współpracować z różnymi muzykami, którzy pochodzą z gór, ten klimat jest niesamowity… Jeszcze sobie przypominam, iż przy okazji krótkiego pobytu w Lizbonie często słuchałam fado. Ta muzyka wyraża nieprawdopodobną tęsknotę i to nie tylko w warstwie słownej, ale i w muzyce. Czuję ją, choć przecież słuchając fado nie rozumiem słów, gdyż portugalskiego nie znam. Oprócz alternatywnych, lubię rozrywkowe brzmienia. Absolutnie uwielbiam Sevdalizę, inspirujący jest także trap, mimo tego, że ekstremalnie repetytywny, niekiedy zawiera piękne melodie albo ciekawą melorytmikę tekstu. Lubię wiele stylów i są mi w nich bliskie różne elementy. Najbardziej jestem wyczulona na barwę, która często jest też związana z ciekawym fakturowaniem. Mówiąc językiem sztuki kompozytorskiej, właśnie w fakturze, instrumentarium, barwie, nietuzinkowych technikach gry na instrumentach, zastosowaniu sampli czy wtyczek VST, znajduję mój sweet spot.
A.A.: W jaki sposób dociera Pani do autentycznych melodii wykorzystywanych w muzyce dla dzieci? Czy korzysta Pani z zapisów nutowych?
A.W.: Mam wrażenie, że one przychodzą do mnie same. Słuchając muzyki na Spotify czy dawnym iTunes różne inspirujące utwory po prostu mi się wyświetlają. To jest właśnie świat życia w algorytmach i bańce. Kiedy np. iTunes sugeruje mi, co mogłoby mi się spodobać, często rzeczywiście tak jest. Widzę dużą wartość i inspirację w różnego rodzaju zaśpiewach, np. pewnego chóru z Korsyki wykonującego muzykę z XVI i XVII wieku. Słucham ich i myślę sobie: „Wow, niesamowite”. Potem próbuję dotrzeć do nich w Internecie, sprawdzić zapis, a jeżeli się nie da (bo bardzo często wcale się nie da), posłuchać więcej i nasączyć ucho danym klimatem. Na tej podstawie komponuję, biorąc tylko linię melodyczną. W ten sposób powstały np. utwory utrzymane w stylistyce afrykańskiej – Lala Mtoto Lala czy Obwisana. Zaśpiewy te łatwo namierzyć, a jako że raczej bazuję na nagraniach, ucho i kształcenie słuchu bardzo się przydaje.
A. A.: A piosenki Pomelody? Zapisuje je Pani w postaci nutowej?
A.W.: To zależy. Na samym początku zapisywałam, ponieważ miałam nawyk przygotowywania partytur. Teraz, gdy bardzo często nagrywamy pojedynczych muzyków sesyjnych, przygotowuję często na brudno rozpisane linie melodyczne albo przebiegi akordów, które są potrzebne tu i teraz, do danego nagrania. Stąd partytury, praktycznie można powiedzieć, nie istnieją. Rzadko kiedy nagrywamy wszystkich muzyków razem, gdyż jeśli ktoś się pomyli, musimy zaczynać od nowa. Co innego, kiedy mamy trio jazzowe. To jest zupełnie inna energia, kiedy oni grają wspólnie.
A.A.: Przeglądając opisy utworów w aplikacji można zauważyć dbałość o to, aby utwory wykonywane były przez aktywnych muzyków, jeśli potrzeba także ludowych czy jazzmanów. W jaki sposób nawiązują Państwo współpracę z muzykami, którzy nagrywają Wasze kompozycje i aranżacje?
A.W.: Korzystamy z pomocy aktywnych muzyków i bardzo nam na tym zależy! Style muzyczne są różne, więc bez sensu byłoby prosić skrzypka, który na co dzień gra muzykę poważną, żeby zagrał muzykę folkową. Po prostu to nie jest jego świat. Generalnie nie jest trudno znaleźć fantastycznych muzyków, szczególnie kiedy jest się w świecie muzycznym. Nie tylko ja w Pomelody, ale całkiem spora grupa ludzi zajmuje się muzyką na co dzień. Obracając się w tym środowisku szukamy znajomych albo znajomych, którzy świetnie grają i zajmują się danym obszarem muzycznym czy stylem.
A.A.: Zdarza się, że kompozycja lub aranżacja jest efektem improwizacji?
A.W.: W całości żaden utwór nie jest owocem improwizacji, ale są improwizowane fragmenty. Staramy się, aby jakiś moduł muzyki improwizowanej, może nie w każdym, ale w większości utworów się znalazł albo w postaci instrumentalnej, albo wokalnie improwizowany, np. bez słów, gdzie można po prostu samemu się włączyć w muzykowanie. To jest dla nas bardzo ważne dlatego, że muzyka Pomelody ma zachęcać do współwykonywania jej, a nie tylko do biernego słuchania.
A.A.: Zdradzi Pani, na koniec, co czeka fanów Pomelody w najbliższym czasie, jeśli chodzi o nowe utwory i płyty?
A.W.: Na pewno planujemy album muzyczny z piosenkami w języku polskim. Właśnie kończymy wielką akcję, w ramach której zapytaliśmy naszych słuchaczy, jakie piosenki mamy jeszcze naprawić, które leżą im na sercu, ale nie mogą znaleźć dobrej aranżacji do słuchania.
A.A.: Jaki jest jego zamysł?
A.W.: Każdy album komponuję tak, żeby była w nim różnorodność metryczna, stylistyczna, żeby były piosenki bez słów, ze słowami, jakaś kołysanka, piosenka patriotyczna, utwór z innej kultury itd. Każdy z albumów przede wszystkim ma jakąś koncepcję. Jeżeli już decydujemy się na wydanie całego albumu, a nie pojedynczej piosenki, to sam w sobie ma być on skomponowanym, pełnowartościowym posiłkiem, podobnie jak w diecie, zawierać jakiś dodatek skrobiowy, białko, warzywa, minerały i witaminy. Taki jest tego zamysł i… tyle.
A.A.: Bardzo Pani dziękuję za rozmowę